Marcin Lewandowski: Siódme poty i zacięta rywalizacja w Arłamowie
Moją koronną konkurencję zacząłem z duża przewagą. Mieliśmy do pokonania dwie półtorakilometrowe pętle biegiem. Na koniec pierwszego okrążenie, mimo dobrego oznaczenia, pomyliłem trasę… O starcie w triathlonie podczas Arłamów MICE Games pisze zwycięzca tej konkurencji, Marcin Lewandowski, Travel Bidder.
Arłamów MICE Games były idealną okazją, by dobrze poznać osławiony hotel Arłamów i jego atrakcje. Już pierwszy kontakt z tym nowoczesnym kompleksem turystycznym zrobił olśniewające wrażenie. Pierwsze skojarzenie, które mi się nasuwało na myśl to to, że jest tu trochę… „jak w Dubaju”. Podobnie jak tam wszystko jest tu duże, drogie i nowoczesne. Piękne przestronne patio hotelowe stanowiło miejsce dla debaty branżowej. Była to świetna okazja, by wymienić się doświadczeniami i zintegrować się z branża eventową.
Kolejnego dnia jednak od rana można było poczuć ducha zdrowej rywalizacji sportowej. Zbliżał się bowiem Triathlon. Już na basenie szybko okazało się, że przedstawiciele branży eventowej są w formie. Do pokonania mieliśmy cztery baseny, czyli 100 metrów. Od razu widać było, że kilka osób regularnie pływa, lub kiedyś pływało. Najlepsze czasy były do siebie zbliżone. Maciej Cłapiński z agencji Ten Team bezkonkurencyjnie wygrał tę konkurencję. Ledwo się przebraliśmy i podsuszyliśmy włosy i już testowaliśmy rowery górskie przed startem kolejnego etapu, 8 km jazdy. Startowaliśmy z uwzględnieniem różnic czasowych z pływania. Zaczęło się od szalonego zjazdu i stromego podjazdu. Szybko objąłem prowadzenie i myślałem że już go nie oddam, ale drugi z braci Cłapińskich, Wojciech (El Padre) „siedział mi na ogonie”, nie dając za wygraną do ostatniej chwili. Potem zaczął się dość długi podjazd leśną drogą, który wycisnął ze wszystkich siódme poty. Jestem przekonany, że jeśli ktoś nie jeździł na rowerze wcześniej w górach, to odcinek ten stanowił nie lada wyzwanie. Moją koronną konkurencję zacząłem z duża przewagą. Mieliśmy do pokonania dwie półtorakilometrowe pętle biegiem. Na koniec pierwszego okrążenie, mimo dobrego oznaczenia, pomyliłem trasę i nadrobiłem kilkaset metrów. Gdy się zorientowałem i cofnąłem, Wojciech był już na prowadzeniu i zabawa zaczęła się od nowa. Na szczęście na metę wbiegłem jako pierwszy a tam czekał na mnie mój najwierniejszy kibic, roześmiana żona Agnieszka.
Arłamów MICE Games były impreza o niepowtarzalnym charakterze. Mieliśmy okazję poznać hotel i jego atrakcje, świetnie się przy tym bawiąc. Rywalizacja była zdrowa, humory dopisywały. Zawsze kiedy spojrzę na wielki Puchar, który dostałem za wygraną, będę się uśmiechał i mile wspominał to wydarzenie.