Tomasz Mlącki: Uprowadzenie Macieriusza, czyli lament nowogrodzki

Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie…
Na zdjęciu: Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie…

Gry plenerowe są obecnie bardzo modne, zagrywamy się na potęgę, czasem zgrywając się do cna, czasem w najbardziej potocznym znaczeniu tego jakże pojemnego słowa. Jeszcze nie tak dawno temu ów termin był zarezerwowany w zasadzie dla dwóch grup społecznych – dzieci oraz wojskowych. Gry podwórkowe, gry wojenne. Tak daleko i tak blisko. Gdy nastała korpokultura, gry wdarły się przebojem do naszego dorosłego życia, stanowiąc użyteczny wehikuł budowy lub wzmacniania firmowej tożsamości, odrębności i wspólnoty w jednym.

Stały się wręcz niezbędne, kreując sytuacje, w których przynajmniej raz do roku pracowników każdej szanującej się firmy należy oderwać od biurek i innych warsztatów pracy, aby podsycić nieuchronnie gasnący ogień kooperacji i wciąż ulatujący duch zespołowości, nakazując im ganiać po mieście lub w terenie wiejskim, w pogoni za punktami, w wyścigu, który ma udowodnić im samym, ale przede wszystkim ich szefom, ile, i czy jeszcze są coś warci. Nie pytaj, co Firma może zrobić dla Ciebie, zapytaj co Ty możesz zrobić dla Firmy. Ten koncept powrotu do dziecięctwa w wieku dojrzałym, jest tyleż przewrotny, co genialny w swojej utylitarności, nic więc dziwnego, iż powstała cała gałąź w ramach przemysłu spotkań, wychodząca naprzeciw zewowi rynku.
 
Niestety, klient, szczególnie polskiej, bardzo rozpieszczonej, jak to u kapitalistycznych parweniuszy i młodej daty konwertytów, proweniencji jest wybredny i wymagający. Bezwzględnie do tego. Chce, aby gra była tyleż rozrywką co edukacją, zatopioną w równej mierze w przeszłości i teraźniejszości, by łączyła wątki sensacyjne, kryminalne i obyczajowe, a najlepiej sklejała w zgrabny sposób wszystkie, z logicznego punktu widzenia przeczące sobie żywioły, kreując unikalny koncept, do tego za półdarmo i na przedwczoraj. Trudno doprawdy dogodzić. Pojawia się jednak szansa na prawdziwi hit, nader uniwersalny, na czasie, jak żaden przed nim.  
 
To co poniżej, jest zaledwie zarysem, draftem – jak to w branży przesyconej anglicyzmami się mówi, lecz trudno wątpić, aby przemysł tak kreatywny nie poradził sobie z kolejnym wyzwaniem, dodając co nieco do tego co dostał od tworzącej się na gorąco historii. Prezent na tacy, po prostu. Rzecz dzieje się w Warszawie, jest zapisem ekscytującej ucieczki przed, zdawałoby się, nieuchronnym. Oto prolog w pigułce, konieczny do wprowadzenia w grę.
 
Było dwóch takich, co chcieli wykreować delikt, w czasach politycznie im sprzyjających. Tak bardzo, że będąc u władzy, poszli na skróty przez pola prawa i sprawiedliwości. Gdy ją stracili, intryga nie znalazła uznania w oczach sądu, który wydał werdykt, niesłusznie w ich mniemaniu oceniając tylko czyn, a nie jakże szlachetne intencje, bezdusznie i literalnie odczytując kodeks karny in extenso. Sentencja opiewała na parę lat penitencjarnego pensjonatu na państwowym wikcie. W międzyczasie tacy dwaj, z kilkoma setkami kolegów, do władzy wrócili, a najwyższy rangą z nich wszystkich postanowił uwolnić przepracowany, niedoinwestowany, obciążony złogami minionej słusznie epoki wymiar sprawiedliwości od problemu takich dwóch, nazwijmy ich odtąd spójnie, dla uproszenia i oszczędności wierszówki, Macieriuszem. Nie wiedział, nieprzewidujący, jakąż to nieprzewidywalną prawniczą puszkę Pandory otwiera. Osiem lat minęło, powiał wiatr politycznej zmiany, zawiewając Macieriusza przed oblicze kolejnego, apelacyjnego tym razem sądu, który to, bezapelacyjnie zresztą, orzekł o konieczności nieuchronnej odsiadki. Młyny boskiej i ludzkiej sprawiedliwości mielą powoli, więc co się odwlecze, to… No i właśnie – czy nie uciecze?
 
Macieriusz, wystraszony nie na żarty, postanowił umknąć. I ta właśnie ucieczka, możemy ją nawet nazwać wielką, bo póki co nikt przed nim podobnych prób na Wisłą nie podejmował, więc całe podium jest puste, stanowi owej gry, którą można nazwać jak w tytule tekstu, scenariusz kreatywny i oryginalny, do realizacji w formie hybrydowej, elektronicznej i z animatorami. Ze względu na doniosłość sprawy, niezaprzeczalny walor edukacyjny dla wszelkich grup wiekowych oraz inne oczywiste imponderabilia, autor zrzeka się stosownych praw, w nadziei na szeroki zasięg i efekt mrożący, dla tych, co by chcieli podążyć w rzeczone ślady.
 
Szkielet, gry, nie jeden z tych co przy okazji sprawy wypadł z szaf Macieriusza, to brawurowa rajza przez stolicę, z graniem na nosie niedołężnych, zawsze o krok z tyłu, służb porządkowych, gdzie celem jest refugium w pewnym pałacu, azyl solidny i pewny niczym skała, przynajmniej w założeniu. Taki Zbaraż z Częstochową w jednym, na jedynym w swoim rodzaju Trakcie – Królewskim, bo przecież łaska, już raz przecież, co z tego, że bezskutecznie, zastosowana, to przecież prawdziwie monarszy gest i prerogatywa. A tam, niczym Julian Assange w ekwadorskiej ambasadzie w Londynie lub kardynał József Mindszenty w amerykańskim poselstwie w Budapeszcie, będzie rzeczony M. uporczywie trwać w nimbie niepokornego, niezłomnego więźnia politycznego. W drodze do wolności wszelkie chwyty są dozwolone – np. heroiczne blokady radiowozów przez członków najbliższej rodziny, mylenie śladów, choćby z użyciem sobowtórów, żywe barykady z tysięcy manifestujących przeciw terrorowi totalitarnej praworządności i wiele, wiele innych. Im pomysł skuteczniejszy, tym punktacja wyższa, im bardziej szalony – takoż. Mierz siły na zamiary, gdy chcą cię wziąć siłą. Od odważnych świat zależy, chciałoby się rzec.
 
Nie należy wszelako zapomnieć o ubogaceniu, jak to w aksjologicznym środowisku Macieriusza często się powtarza, konceptu gry o pytania w formie quizu, dla uproszczenia i oszczędności czasu z dwiema tylko odpowiedziami. Na przykład – kogo można wskazać, jako więźnia politycznego, w myśl interpretacji Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
a/ Macieriusza
b/ Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego.  

Kolejna sugestia – czy prawo łaski powinno zależeć od:
a/ politycznej woli dysponenta tej konstytucyjnej prerogatywy, do zastosowania w dowolnym momencie procesowym, dowolna liczbę razy, gdy tego wymaga interes kraju, rzecz jasna, tak jak go dysponent rozumie, przy czym interes ów może, a może i musi, być tożsamy z interesem ugrupowania politycznego, do którego dysponent należy  
b/ ściśle określonej w przepisach prawa, z ustawą zasadniczą na czele, apolitycznej procedury, gdzie jej dysponent jest tylko notariuszem, co w kontekście obecnego brzmi ze wszech miar adekwatnie. 

Fascynująco jawi się druga część gry. Tu jej uczestnicy zmieniają perspektywę, zamieniając się miejscami i prowadzą akcję wydobywczą, termin jakże dobrze azylantom znany, Macieriusza, już pewnego swego, oczekującego na tłumną, wielusettysięczną odsiecz, lamentliwie prowadzoną z Wiejskiej i jeszcze jednej ulicy, tej na N., pod wodzą ostatnich obrońców demokracji, aby triumfalnie, na barkach prawych i sprawiedliwych, wrócić w parlamentarne ławy. Przecież vox Populi – vox Dei, nie będą nas tu zatem członkowie nadzwyczajnej kasty w niezrozumiałym kazuistycznym żargonie ograniczać w suwerennym prawie do prawdziwie ludowej sprawiedliwości. Zaprogramowanie akcji wydobywczej powinno być szczególnie wysoko ocenione, w tym najwyższą punktację należy przyznać za skuteczność, jak tu sprytnie, mefistofelicznie wręcz wejść bez i wyjść z wydobywanymi, dokładnie i precyzyjnie w czasie nieobecności gospodarza. Okno czasowe jest tu prawdziwym wyzwaniem, a bonusem będzie twórcze, drobiazgowe rozpisanie czynności rzucania M. o futrynę oraz przedstawienie wielowątkowo skutecznego sposobu doprowadzania urzędniczek do płaczu. Punktuje się błyskotliwość akcji, choć dozwolone być powinno przeszkadzanie, utrudnianie, rycie i knucie w obronie wolności Macieriusza. Interaktywność w czystej formie. Dwa zespoły, niczym dwa wrogie plemiona, fikcja i fakty w jednym.
 
Na koniec jednak trzeba postawić grających przed prawdziwie diabelskim paradoksem, każąc im napisać mini-esej, góra pięćset znaków, bez spacji, w którym mają odpowiedzieć na rudymentarne w tym kontekście pytanie. Jak to się właściwe stało, że pozwoliliśmy, wtedy jeszcze jako niewyimaginowana wspólnota, na to, aby prawodawcy, pomni wielowiekowego, anarchicznego w stosunku do własnego państwa bagażu tej nacji, na tej ziemi, tak modelowo spartaczyli robotę, kreśląc zasady konstytucyjne ustroju tak niedbale i niejasno, że tę najistotniejszą i najważniejszą dla każdego państwa i narodu kwestię oddaliśmy w ręce tych, którzy będą tworzyć, na polityczne zamówienie, korzystne dla stron konfliktu interpretacje? Czemu rzuciliśmy ją w pacht zawsze usłużnym, całkowicie oddanym zasadom etyki skuteczności jurystom, nierzadko z habilitacją i profesurą, gotowym znaleźć na cito uzasadnienie dowolnej, choćby najbardziej absurdalnej i antykonstytucyjnej tezy? Piszcie więc ów esej o prawnikach, będzie najwyżej punktowany, pytając, co jest lepsze – anarchia bezprawia, czy anarchia prawniczego klinczu, bo konia z cesarskim rzędem temu, kto widzi wyjście z tego kauzyperdycznego bagna…    

Autor: Tomasz Mlącki, tekst ukończono 22 stycznia 2024
Cykl felietonów: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Tomasz Mlącki, który od ponad 25 lat współtworzy wydarzenia, które przypisać można do każdej z liter akronimu MICE, tym razem stara się dochodzić do istoty rzeczy, patrząc z szerszej perspektywy. Interesuje go złożoność świata, i chętnie zrezygnuje z branżocentrycznego punktu widzenia, by pokazać, że to, co tworzymy nie jest oddzielną wyspą, a wszystko dzieje się w szerszym kontekście. Kontekście, o którym w codziennym pędzie nierzadko zapominamy.
Metafizycznie, merytorycznie… czwarty wtorek miesiąca
 

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl