Michał Maciątek: Wyzwalacze uśmiechów!

Michał Maciątek, kreatywny, producent, w cyklu felietonów „Maciat na tropie” dzieli się „(nie)codziennymi obserwacjami”.  Fot. Tim Mossholder / Unsplash
Na zdjęciu: Michał Maciątek, kreatywny, producent, w cyklu felietonów „Maciat na tropie” dzieli się „(nie)codziennymi obserwacjami”. Fot. Tim Mossholder / Unsplash

Za kilka dni zakończenie roku szkolnego. Dziesiątki tysięcy dzieciaków i młodzieży rozpocznie zaraz wakacje. Część z nich musiała wcześniej podjąć decyzję odnośnie do swojej przyszłości – czy to dotyczącej szkoły średniej, czy już studiów. Rodzinnie obserwowałem, jak zarówno mój syn (wybór liceum), jak i córka (studia czy może inna opcja) stresowali się, jakiego dokonać wyboru, jaką ścieżką rozwojową podążać. Jak wybór, którego dokonają teraz, zdefiniuje ich przyszłość. Czym się będą zajmować później, czy będą zadowoleni / szczęśliwi w pracy.
 
Ich rozkminki przypomniały mi momenty, w których to ja decydowałem o wyborze liceum (hmmm przypadek?) czy studiów (wygoda i głos zakochanego serca  ). Jak od pierwszego dnia wsiąkłem w robienie imprez studenckich i potem jakoś tak nieprzesadnym przypadkiem wylądowałem na praktykach w agencji eventowej. Jak dawałem sobie 5-7 lat, bo przecież te imprezy to jakoś niezbyt rozwojowe i przecież każdy może je robić. Do tego jakoś nieprzesadnie jest to ambitna praca. Jak już stwierdziłem, że to jednak mój świat to zaczęło się deprecjonowanie wykonywanego zawodu. Bo w sumie co to znaczy być eventowcem? Impreza – phi. Co krok słyszymy, że event to każdy zrobi czy obsłuży. Do tego klienci, którzy czasem wywierają taką presję, że mamy wrażenie, że to operacja na otwartym sercu bliskiej im osoby i od efektu naszej pracy zależy życie. Z drugiej, staramy się nabrać dystansu (bo można się zajechać) i w sumie to przecież nie robimy niczego niezwykłego.
 
A jednak. Tu i teraz chciałem głośno powiedzieć – JESTEŚMY ZAJEBIŚCI! Nie tylko eventowcy, ale cała nasz branża. Jasne – nie ratujemy życia, nie bronimy granic, czy nie sterujemy samolotami… Jednak wywołujemy najpiękniejszą rzecz na świecie – UŚMIECH.
 
Nie ma znaczenia czy to uśmiech dziecka, które zobaczyło bańkę mydlaną, czy osób, które świetnie bawią się w strefie stworzonej przez partnera festiwalu, czy może pani w garsonce, która usłyszała właśnie jakąś ciekawą rzecz na konferencji biznesowej.
Dokonujemy rzeczy niemożliwych (to nie tylko jeden ze sloganów przewijających się na stronach agencji różnych). Dla nas naprawdę takie kwestie nie istnieją. Staniemy na rzęsach, by zrealizować czasem kompletnie niebywałe projekty. Często są też takie, które dla nas nie są niczym niezwykłym, takim „odgrzewanym kotletem” i myślimy… rany znowu to samo… Ile można…, ale przychodzi dzień realizacji, wszystko gotowe, pojawiają się goście i jest radość. Najpierw ich, a potem zdecydowanie nasza. Wiem, że o tym zapominamy. Wiem, że w zmęczeniu możemy tego nie widzieć. I pojawiają się chwile zwątpienia – ile mogę to jeszcze robić. Jasne – sporo osób po kilku latach udaje się w bardziej bezpieczną i spokojną drogę zawodową. Jednak ci, którzy zostają, wciąż są twórcami Uśmiechu.
 
Nie ma znaczenia, czy jesteś promotorką witająca gości, kelnerem, technikiem, scenografem, pomocą fizyczną, producentem czy kreatywnym. Gdyby nie cały sztab ludzi, którzy potrafią to wszystko poskładać, którzy wykonują swoją pracę na najmniejszym nawet odcinku – to dzięki Wam to wszystko się udaje. I za to przybijcie sobie piątkę czy po prostu uśmiechnijcie się do lustra. Wasza praca jest na totalnie światowym poziomie (wystarczy spojrzeć na liczbę nagrodzonych projektów z PL na ostatnim Eventexie). Przy tym non-stop się uczymy. Poznajmy nowe branże, by lepiej odpowiedzieć na brief, uczymy się nowych rozwiązań technologicznych, ekipy scenograficzne odlatują, realizując coraz to bardziej kreatywne koncepcje. Firmy cateringowe dwoją się i troją, by dostarczyć jak najlepsze dania. To wszystko ma ogromne znaczenie, a nasze mózgi czasem wręcz parują. Bo potrafimy reagować w ekstremalnych i nieprzewidywalnych sytuacjach (np. gdy obserwujesz na flightradarze, że samolot, który ma być podstawiony za 6 godzin na próbę świateł właśnie kołuje do startu w drogę do Toronto... ależ to było przeżycie).
 
Jasne – czasem zdarzają się fakapy. Tylko tu nikt nie umiera. Tu co najwyżej, przez chwilę musimy przyjąć na klatę czyjeś niezadowolenie. Jednak ta frustracja wcale nie musi wynikać z tego, że akurat coś się źle wyświetliło na ekranie. Ta złość klienta może mieć zupełnie inne podłoże, o którym totalnie nie mamy pojęcia. Czy w tej chwili bronię naszych zleceniodawców – być może? Wiem tylko, że czasem też potrafię zupełnie bezpodstawnie się zirytować, wywołać gównoburzę. Tylko przychodzi też czas na refleksję, że to jednak właśnie nie jest operacja. Tak – chcę, jak najlepiej wszystko zrobić. Czasem po prostu jakaś inna osoba też ma zły dzień, jest niewyspana, ma stres w domu, a może w pracy. I wylewa na nas swoją frustrację – bo ona jest spięta właśnie w tym momencie, a dla nas, przeskakujących z projektu na projekt to chleb powszedni. Wiemy, że jeśli tylko się nam zaufa, to będzie wspaniały efekt. I będzie UŚMIECH.
 
Jednego tylko nie będę bronił i tu w pełni rozumiem Zetkę. Trochę przegięliśmy, godząc się na pracę przy chorych założeniach godzinowych. Nie mam tu na myśli samej produkcji, ale chociażby montaże nocne czy prawie bez snu, bo klient oszczędza na wynajmie powierzchni i dniach montażowych. To jedyny aspekt, w którym zachód nam odjechał. Wierzę jednak, że zmiana, którą wnoszą Zetki to naprawi. Czasem zazdroszczę im tego jasnego stawiania granic. Rozumiem, czemu mniej chętnie dołączają do naszej branży – bo cenią swój czas prywatny. Ale kiedy to pokolenie będzie również decyzyjne po stronie zleceniodawców, będzie w stanie wprowadzić te zmiany. Byśmy mieli jeszcze więcej energii do wywołania Uśmiechów.
 
I pamiętajcie. Nawet jeśli postanowicie rzucić to wszystko w cholerę, to tych Uśmiechów, które przez lata wywołaliście, nikt Wam nie odbierze. I kiedyś, na bujanym fotelu, patrząc na zachodzące słońce, będziecie mogli, bez mrugnięcia okiem powiedzieć sobie i swoim bliskim „Kurde, może nie ratowałem życia, ale z pewnością przyczyniłem się do wielu, bardzo wielu Uśmiechów u dziesiątek tysięcy osób”. A to już jest mega sztos!

Michał Maciątek, czyli „Maciat na tropie” w cyklu felietonów „(nie)codzienne obserwacje”. Michał Maciątek produkcją i kreacją eventów oraz akcji non-standardowych zajmuje się od 23 lat. Jest jurorem konkursu „Kreatywny Roku Branży Eventowej”.

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl