Dariusz Lermer: Wypadek gimnazjalistki w jaskini Studnisko

Dariusz Lermer
Dariusz Lermer

Po raz kolejny opinia publiczna została zelektryzowana wypadkiem, jaki się wydarzył w jaskini Studnisko, na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Komentarz Dariusz Lermera, alpinisty, grotołaza i nurka jaskiniowego.

Zanim odniosę się do kwestii wypadku, warto przybliżyć w kilku słowach miejsce zdarzenia i sprostować mity, tworzone na jego temat, przez niezbyt kompetentnych dziennikarzy. Przede wszystkim należy sobie zdać sprawę z tego, że jaskinie to obiekty naturalne o różnej skali dostępności dla człowieka, w których panuje ciemność, a w naszej strefie klimatycznej duża wilgotność i niska temperatura. Procesy erozyjne trwają nadal, choć niekoniecznie muszą mieć tempo dostrzegalne dla człowieka. Wiele z tych obiektów jest rozwinięte wertykalnie i zwiedzanie ich jest możliwe, jedynie przy użyciu specjalistycznego sprzętu linowego i przez osoby uprzednio przeszkolone. Niestety problem na tym się nie kończy. Jeśli osoba poruszająca się po jaskini jest wpięta do lin, na ogół się nic nie dzieje. Wiele wypadków wydarza się podczas poruszania się poza zabezpieczonym terenem. Miejsca ciasne, szczeliny pokonywane na różnym poziomie, zawaliska z luźnymi głazami, błoto i śliskie powierzchnie, wszystkie te czynniki sprawiają, że jedynie nabyte doświadczenie jest atutem w ograniczeniu zagrożenia.
 

Przejdźmy do omawianego wypadku. Jaskinia Studnisko jest obiektem przypominającym kształtem butelkę, ustawioną w pionie. Stosunkowo niewielki otwór i krótka studzienka wlotowa przechodzi w sporych rozmiarów salę. Zjeżdżający grotołaz pokonuje około 28-30 m zjazdu w oddaleniu od ścian, lądując na pochyłym dnie. Dalej jaskinia rozwija się już praktycznie horyzontalnie i jest miejscami ciasna. Niewątpliwie to ów zjazd i wielkość sali przyczyniły się do popularności tej jaskini, wśród osób żądnych adrenaliny, jak i tych którzy organizują komercyjne wyprawy.
Jaskinie na terenie naszego kraju są bądź to usytuowane na terenie parków narodowych i rezerwatów i/ lub są chronione jako pomniki przyrody, w związku z czym dostęp do nich jest ograniczony. Jaskinia Studnisko ze względu na dużą kolonię bytujących w niej, nietoperzy jest zamknięta dla ruchu turystycznego, w okresie pomiędzy 15 listopada a 1 września. 
W przedmiotowym przypadku mamy do czynienia z wyprawą do jaskini Studnisko siedmiorga gimnazjalistów z trzema osobami posiadającymi umiejętności w posługiwaniu się sprzętem specjalistycznym. Podczas pobytu w niej dochodzi do wypadku. Przygnieciona głazem zostaje młoda dziewczyna, ponosząc śmierć.
Zaczyna się prokuratorskie śledztwo, a dziennikarze i fora internetowe mają pożywkę i porównują ów wypadek do pamiętnego wypadku na Rysach.
 

Co możemy powiedzieć o tym zdarzeniu?
Po pierwsze : wejście do jaskini było w świetle prawa nielegalne, gdyż organizatorzy nie zwrócili się do odpowiedniego urzędu o pozwolenia ( których by nota bene nie otrzymali).
Po drugie: Polski Związek Alpinizmu w swoim oświadczeniu poinformował, że osoby prowadzące wyprawę, nie były członkami PZA i nie uczestniczyły w żadnych szkoleniach.
Po trzecie: organizator dopuszczając do opieki nad dziećmi osoby bez stosownych uprawnień specjalistycznych, wykazał się daleko idącą lekkomyślnością.

Czego nie wiemy?
Przede wszystkim, nie wiemy, jaka była przyczyna wypadku. Jeśli był to samoistny obryw skalny, jest to siła wyższa i po prostu nieszczęśliwy wypadek. Jeśli obryw był spowodowany ingerencją uczestników, to można by tu podnieść temat niedopilnowania ich podczas przebywania w jaskini.
Reasumując: mamy tu z jednej strony lekkomyślnych, „głodnych nieznanego” uczestników wyprawy. Z drugiej strony mamy osoby, które chcą być może pokazać uczniom ciekawe miejsca naszego kraju, zaszczepić w nich chęć robienia rzeczy niestandardowych, ale równie lekkomyślne i nieprofesjonalne. Ale być może mamy do czynienia z osobami, które przedkładają chęć zarobienia pieniędzy na świadczeniu tego typu usług, ponad bezpieczeństwo klientów. Przypomnieć należy, że temat komercyjnej turystyki jaskiniowej powraca co jakiś czas, przeważnie w kontekście wypadków, bądź łamania prawa przez organizatorów. I nadal pozostaje nierozwiązany.
 

Chciałoby się rzec: ,,Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamieniem…”
Przypomnieć wypada, że do wielu takich wypadków by nie doszło, gdyby osoba zamawiająca usługę sprawdziła, czy organizatorzy posiadają stosowne uprawnienia oraz poświęciła, choć chwilę czasu na rzeczowe przedyskutowanie i omówienie zamawianego projektu. Niestety dominuje z jednej strony chęć przeżycia czegoś z ,,adrenaliną”, z drugiej strony jest najczęściej chęć zarobienia pieniędzy. Zbytnie zaufanie, osobom podającym się za specjalistów przynosi nieraz smutne konsekwencje.
Nie tak dawno temu jedna z wiodących firm MICE umieściła na swojej stronie internetowej ofertę wyprawy do jednej z jaskiń tatrzańskich. Dodam, do jaskini, która jest wyłączona z ruchu i nie jest udostępniana nawet grotołazom. Po interwencji w TPN, oferta została szybko zdjęta ze strony.
Co ciekawe jaskinia owa jest blisko uczęszczanego szlaku, droga do niej wiedzie bezpośrednio przez leśniczówkę, a same wejścia są monitorowane przez ukryte kamery TPN-u. Zatem, żeby zorganizować wejście do takiego obiektu, konieczny jest… hm... no właśnie... co jest konieczne?
Kolejny przykład to impreza integracyjna w jaskini Studnisko, z której film umieścili na You Tube jej uczestnicy. Podobnie jak w przypadku ostatniego wypadku, wyprawa odbyła się w okresie, w którym nie wydaje się pozwoleń, a osobami nadzorującymi byli… instruktorzy PZA (!), szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem. To smutne, ale, jak widać, pieniądz może wiele.
Niestety takie wydarzenia odbijają się szerokim echem w środowisku i mają negatywny wpływ na wizerunek branży MICE. Zwłaszcza, że analizując je z perspektywy czystej statystyki, są marginesem. Niestety na pewno nie są tak odbierane przez rodziny ofiar wypadków oraz osób oddanych pod opiekę niesprawdzonym „specjalistom”.
 

Jak ustrzec się błędu?
Nie możemy! Jesteśmy jedynie w stanie ograniczyć go do minimum. Sprawdzając firmę-organizatora i dobierając program do potrzeb. Niestety taki wypadek, wpisuje się w owe minimum!
Jeśli klient jest nastawiony na projekt „ekstremalny”, to powinien sobie uzmysłowić, czym są sporty ekstremalne i dlaczego noszą taką nazwę. Sport ekstremalny, to taki sport, gdzie, podczas jego uprawiania wykraczamy poza panowanie nad wykonywanymi czynnościami i nie wszystko zależy od nas. Profesjonalna obsługa może maksymalnie zminimalizować zagrożenie, ale margines  błędu jest zdecydowanie większy, niż w przypadku sportów uznawanych za „normalne”. I w końcu wypadałoby sobie zdać sprawę z faktu, że do uprawiania sportów ekstremalnych, adept przygotowuje się latami. Klient wyciągnięty „zza biurka”, bez żadnego przygotowania, jest maksymalnie zagrożony, niczym nieświadome zagrożeń dziecko.
Autor: Dariusz Lermer, alpinista, grotołaz /Sws/, nurek jaskiniowy /GNJ PZA/, www.madintegracje.pl

 

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl