Święty czy Grinch? Rok później z Mikołajem na kozetce
Od naszej ostatniej rozmowy z Mikołajem upłynęło trochę czasu. Postanowiliśmy znów usiąść z nim przy kominku i sprawdzić, czy coś się zmieniło – w świecie, w branży czy w jego życiu. Czy magia świąt trzyma się mocno, a może pojawiły się nowe wyzwania? Przekonajcie się sami!
Rok minął, więc zapytam – czy nadal czujesz się jak ten święty Mikołaj, który rozdaje radość?
Zdecydowanie nie jestem już tym świętym Mikołajem, którego ludzie sobie wyobrażają, ale też nie stałem się złośliwy jak Grinch (śmiech). Powiedzmy, że coś pomiędzy. Zacząłem dostrzegać więcej niuansów, które umykają w tej całej świątecznej otoczce.
Coś przez ten rok się zmieniło?
Jasne, wszystko i nic. Ludzie nadal marzą o świętach jak z reklamy Coca-Coli, wiesz, śnieg, uśmiechy, zero zmartwień, ale potem życie robi swoje i nagle okazuje się, że choinka jest krzywa a barszcz z torebki. A ja? Nauczyłem się nowych trików – na przykład, jak lepiej zarządzać tym chaosem. No i chyba trochę bardziej doceniam drobne rzeczy. Na przykład, ciepłe skarpety – serio, najlepszy wynalazek ludzkości!
A może jednak bliżej Ci do Grincha, który widzi świat w mniej różowych kolorach?
Wiesz, ten cały mit Mikołaja jest piękny, ale też strasznie wymagający. Nieustannie rozdajesz, spełniasz oczekiwania, uśmiechasz się na zawołanie – i nagle łapiesz się na tym, że jesteś bardziej funkcją niż człowiekiem. A świat… no cóż, jest dużo mniej różowy. Ludzie są zmęczeni, czasem po prostu wściekli i coraz trudniej ich przekonać, że wystarczy broda, czerwony płaszcz i „ho ho ho”, żeby wszystko było okej. Ale z drugiej strony – to właśnie te pęknięcia sprawiają, że czuję się bardziej prawdziwy. Nie muszę udawać, że zawsze wiem, co robię, albo że jestem nieskazitelny. Czy to znaczy, że jestem Grinchem?
Jak wygląda Twój poranek?
Zwyczajnie. Mocna kawa, sprawdzenie, czy Elfy jeszcze nie złożyły wypowiedzeń, a potem szybka medytacja – głównie nad pytaniem: „Czy wszyscy muszą być grzeczni, żeby dostać prezent?”.
Czy Mikołaj w ogóle ma urlop?
Oczywiście! Ale to bardziej mentalna przerwa niż faktyczny urlop. Wieczory spędzam na Netfliksie, a renifery pasą się w Laponii. Chociaż ostatnio myślę, żeby zacząć jogę – podobno pomaga na zmęczenie od nadmiaru niekończącej się listy do zrobienia.
Co najbardziej zaskakuje Cię w tej „pracy”?
To, że co roku ludzie myślą, że ich skarpety same się wypełniają prezentami. I że nikt nie pyta, jak udaje mi się zmieścić do komina, skoro nie jestem już pierwszej młodości i nie wyglądam jak Ironman (śmiech).
Najdziwniejszy prezent o jaki ktoś prosił?
Kiedyś dostałem list od gościa, który chciał, żebym przyniósł mu „święty spokój”. Długo się zastanawiałem, jak to zapakować – niestety, skończyło się na książce o medytacji.
Czy wierzysz, że wszyscy mogą być grzeczni?
Nie, to utopia. Ale uwielbiam ludzi, którzy próbują. Czasem największa magia, to po prostu postarać się być dobrym człowiekiem, nawet jeśli się nie zawsze udaje.
Jak radzisz sobie z presją?
Czasem po prostu zakładam słuchawki, puszczam ulubioną muzykę i pozwalam sobie na chwilę chaosu. A potem robię listę zadań i wracam do gry.
Gdybyś miał moc jednego życzenia dla świata, co by to było?
Żeby każdy przestał się ścigać i trochę bardziej cieszył tym, co już ma. Bo wiesz, życie to nie jest sprint – bardziej, leniwy spacer z postojem na kawę.
Najważniejsza lekcja, jakiej nauczył Cię świat?
Że nie zawsze musisz być perfekcyjny, żeby być wartościowy. I że czasem najlepszym prezentem jest po prostu uśmiech albo wspólny czas.
Mikołaj – Grzegorz Kieniksman, head of marketing & creation w Rebelia Media
Człowiek, który wie, jak połączyć kreatywność z twardymi realiami biznesu. Na co dzień realizuje najbardziej odjechane kampanie i koncepty eventowe, a w wolnych chwilach zgłębia tajniki sztuki przetrwania w świecie marketingu.