Tomasz Mlącki: Solidarność, czyli komu bije dzwon
Powódź, o niewyobrażalnej mocy i intensywności, spustoszyła województwa dolnośląskie, opolskie i śląskie. Ta lista może w każdej chwili ulec uzupełnieniu o kolejne regiony, bowiem powiedzieć, że pogoda w dzisiejszych czasach jest nieprzewidywalna, to tak jakby nic nie powiedzieć. Okazuje się, że co niegdyś uznawano meteorologicznie za niebywałe, czyli błyskawiczne następstwo powodzi w biblijnej niemalże skali tuż po wielotygodniowej suszy, okazało się przerażająco realne. Nie tylko w Polsce zresztą. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy mamy do czynienia z bezprecedensową, antropogeniczną zmianą klimatu, utrzymując to twierdzenie, skazuje się na wieczne miano betonowego denialisty, zaprzecznika doskonałego, wielbiciela tyleż zuchwałego, co infantylnego bon-motu Hegla: „Jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów”. Dotyczy to także tych, co bagatelizując negatywne konsekwencje procesu, etykietowali zatrwożonych katastrofą łatkami ekoterrorystów lub wyznawców religii klimatycznej, rozpowiadając równocześnie o domniemanych krajowych korzyściach, jak rychły wysyp winnic na skalę niemalże francuską, lub roztaczając wizję śródziemnomorskiej riwiery między Świnoujściem a Krynicą Morską.
Gdy media operujące obrazem jako nośnikiem informacji pokazywały apokaliptyczne zdjęcia z tak bliskiej mojemu sercu Kotliny Kłodzkiej, patrzyłem na to ze ściśniętym gardłem. Stronie Śląskie, jakże często odwiedzane na początku lub końcu szlaków Gór Złotych i Masywu Śnieżnika, uległo faktycznej anihilacji. Lądek Zdrój jest zrujnowany, z filigranowego, gotyckiego mostu, dźwigającego przez stulecia i dziesiątki wojen między przęsłami barokową figurę św. Jana Nepomucena, zostały nędzne resztki, a Nepomuk padł w rozszalały nurt Białej Lądeckiej. Domy stojące nad nią wyglądają niczym te warszawskie z 1945 roku, zionąc pustką po nieistniejących ścianach, odsłaniających pozornie nietknięte mieszkania, odarte z intymności, martwe, niczym na światowej wystawie mocy żywiołów. Perła regionu – Kłodzko, ucierpiało w nie mniejszym stopniu. W wielu telewizyjnych ujęciach pokazywano zdemolowany salon sieci komórkowej, tuż przy rzece, mieszczący się w dawnej siedzibie nieistniejącego już przedsiębiorstwa turystycznego „Śnieżnik”, w której to, na samym początku mojej zawodowej drogi, negocjowałem umowę na pobyt kilkuset przyszłych studentów Uniwersytetu Warszawskiego w ramach obozów integracyjnych roku „0”. Widok kłodzkich zabytków zalanych wodą jest traumą dla każdego, lecz szczególnie dla kogoś, kto tam przygodę z profesjonalną turystyką zaczynał, dla kogo wtedy to wspaniałe miasto było ważniejsze, piękniejsze niż wszystkie stolice świata, później odwiedzone. Na szczęście słynny most, nazywany czasem, nie bez racji, miniaturą praskiego Karola, ocalał.
Kotlinie Kłodzkiej i innym tak dotkniętym żywiołem regionom jest teraz potrzebny spokój, wytężona praca i przede wszystkim – pieniądze na odbudowę. Otuchy dodaje wielka fala społecznej solidarności, materializująca się w ogólnopolskich zbiórkach, zarówno rzeczowych, jak i pieniężnych. Nadzieję budzą szybkie decyzje władz państwowych i samorządowych o przeznaczeniu niemałych środków finansowych na podniesienie rejonów popowodziowych z ruiny, a także obiecane pomostowe wsparcie w ramach funduszy unijnych. Jednak w tak ekstremalnie trudnej sytuacji potrzebne są również mocne dowody wsparcia branżowego. Dziesiątki, jeśli nie setki hoteli, restauracji i innych obiektów szeroko rozumianej infrastruktury mogącej służyć eventom jest w niemałym stopniu, bezpośrednio i pośrednio, dotkniętych skutkami fali powodziowej. Najlepiej pomożemy, gdy damy im poczucie sprawczości, dostarczając jak najszybciej klientów, oczywiście świadomych pewnych nieuniknionych niedogodności tej sytuacji. Proponujmy zatem, z największą konsekwencją na jaką nas stać, eventy, nie bójmy się tego terminu – solidarnościowe, na terenach dotkniętych wielką wodą. W końcu to takie na wskroś polskie słowo, nasz empatyczny światowy emblemat, dzięki któremu w godzinach próby zwieramy szyki, tworząc niewydumaną wspólnotę. Konkretną, tak jak pomoc, której nasi koledzy i koleżanki tak bardzo potrzebują. Teraz i tam.
Szekspir z przenikliwą prostotą pisał w „Makbecie”: „Żyjmy nadzieją, Jak mówią prorocy, Dzień w końcu staje, Po najdłuższej nocy”. Sprawmy, żeby ta noc była jak najkrótsza. Podołamy, jesteśmy w sztuce sprzedaży biegli, bywa, że niedościgli. Sky is the limit, tak przecież powtarzamy w handlowej mantrze, niech więc niebo gwiaździste zagości w nas z prawem moralnym w królewieckiej parze. Perswazja to nasze drugie imię, więc przekonujmy, nakłaniajmy, namawiajmy, nawracajmy na altruizm, przekabacajmy, jeśli etyka wartości nie zadziała. Czyńmy to stale, wytrwale, do skutku. Cel w tym przypadku, jak rzadko kiedy, bo przecież godne to i sprawiedliwe, uświęca środki. Dajmy zatem naszym dotkniętym ciemną stroną mocy branżowym braciom i siostrom konkret, w ślad za nadzieją, bo ta ostatnia niepoparta materialną inkarnacją jest niczym znikający miraż na pustyni, subtelnym estetycznie fantomem, którego nikt przecież nie chce doświadczyć. Przekonujmy zatem klientów do nowej destynacji – Pomocowa/Helplandii, przepięknej krainy, która przyjmie każdego potrzebującego, pod warunkiem, że wszyscy pozostali nie pytają komu bije dzwon, wiedząc, że bije i nam…
Tomasz Mlącki, Warszawa, tekst ukończono 23 września 2024
P.S. Pierwotnie miało być o czymś zupełnie innym, ale życie w tak dramatycznej odsłonie nie pozostawiło wyboru, więc za miesiąc, zapewne – jeśli los znowu nas czymś nie zaskoczy, wrócę do powziętej już myśli, prezentując Madagaskar a la polonaise. Będzie smakowicie – pieprznie, waniliowo, niespodzianie.
Autor: Tomasz Mlącki
Cykl felietonów: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Tomasz Mlącki, który od ponad 25 lat współtworzy wydarzenia, które przypisać można do każdej z liter akronimu MICE, tym razem stara się dochodzić do istoty rzeczy, patrząc z szerszej perspektywy. Interesuje go złożoność świata, i chętnie zrezygnuje z branżocentrycznego punktu widzenia, by pokazać, że to, co tworzymy nie jest oddzielną wyspą, a wszystko dzieje się w szerszym kontekście. Kontekście, o którym w codziennym pędzie nierzadko zapominamy.
Metafizycznie, merytorycznie… czwarty wtorek miesiąca