Agata Kondracka: Slow stories z Laosu
Do dawnej stolicy Laosu Luang Prabang płynęłam dwa dni łodzią zwaną potocznie slow boat. Taka też była. Powolna łupina, której wnętrze wypełniały siedzenia wyjęte ze starego autobusu. Na końcu łodzi uporczywy hałas silnika nie pozwalał zebrać myśli, do tego nieprzyjemny zapach z maleńkiego pomieszczenia udającego toaletę. Za to na dziobie był pełen luksus – kapitan kierujący łodzią, wiatr we włosach oraz lekka bryza dająca ukojenie w 30-stopniowym upale.
Połowę łodzi wypełniali lokalsi, dla których łódź płynąca po Mekongu była najszybszym sposobem na przemieszczanie się między wioskami. Drugą połowę stanowili turyści, backpacersi, podróżnicy, którzy podobnie jak ja – nie spiesząc się, chcieli poczuć magię Mekongu na własnej skórze. Można było wszak wybrać samolot lub nocny autobus. Jednak slow boat pozwolił wtopić się w Laos i zrozumieć, poczuć go jeszcze bardziej. Dał możliwość doświadczenia, jak ważny jest Mekong w codziennym życiu tysięcy mieszkańców.
W takiej podróży można spotkać ciekawe osoby, ludzi, dla których wizyta w Laosie to nie wakacje, tylko pewien etap, część drogi, której cel nie jest do końca znany.
Widok na Mekong ze slow boat fot. Agata Kondracka
Na łodzi
Waldemara po raz pierwszy spotkałam na granicy Laosu z Tajlandią. Potem spotkaliśmy się na łodzi. Podróżuje od dwudziestu lat. Był w 80 krajach. Na Boże Narodzenie zawsze wraca do domu. W Beskidy. Ponoć tam święta są najpiękniejsze. Waldemar ma niesamowite historie. Z zapartym tchem słuchałam m.in. o tym, jak nocował u żony Marlona Brando na jednej z karaibskich wysp. O spotkaniu z Bobem Dylanem na koncercie w Londynie. O Bobie Dylanie napisał książkę, czeka na wydawcę. Był czas, gdy pracował w radiu, ma ogromną kolekcję płyt – a teraz podróżuje bez planu. Nie ma jeszcze biletu powrotnego do Polski. Dobrze czuje się w Tajlandii, kraj ten traktuje jak bazę wypadową po Azji.
W tuk tuku
Wsiadła w ostatniej chwili. Pomogłam jej wciągnąć ogromny plecak i wietnamski kapelusz. Kapelusz kupiła dla znajomego z Argentyny. Obiecała mu to parę miesięcy temu.
Jest Francuzką, ale od razu zaznacza, że pochodzi z wyspy. Podróżuję całe życie, jednak muszę się przyznać, że do tego spotkania nie słyszałam o wyspie Saint-Pierre. Ta mała francuska wyspa leży 25 km od wybrzeży Kanady.
„Płaci się euro, mówi się po francusku i angielsku. Pogoda jest fatalna, bilety lotnicze kosztują kosmiczne pieniądze i nawet promy do pobliskiej Kanady są drogie. Generalnie wszystko jest drogie – mówi. A do tego można powiedzieć, że wszyscy się znają. Nawet nie pytaj. jak randkujemy…”
Jeszcze miesiąc spędzi w Azji, a potem spróbuje dostać się do Argentyny. Musi dostarczyć wietnamski kapelusz. Następnie wróci na wsypę, jej marzeniem jest otworzyć hostel. Chociaż nie do końca wie, czy będzie rentowny, na wyspie mieszka około 6000 osób. Jest 13 restauracji, 6 hoteli i kilka B&B. Ale przybywa coraz więcej turystów. Ostatnio zobaczyła reklamę: „Weekend we Francji? To tylko 20 km od Ameryki Północnej”.
Wieczorem sprawdziłam w Wikipedii. Saint-Pierre i Miquelon. Powierzchnia wysp wynosi raptem 242 km². Obejmuje ona 2 grupy wysp: Saint-Pierre (24 km²) i Miquelon (216 km²) oraz otaczające je liczne wysepki i skały. Terytorium zamieszkuje około 6000 osób (stan na rok 2017; liczba ta podlega nieznacznym wahaniom), z czego większość żyje w stolicy departamentu Saint-Pierre – 5,5 tys. mieszkańców a na Miquelon około 600 osób. Archipelag ma wysoki poziom emigracji, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy często wyjeżdżają na studia, nie wracając potem. Nawet w czasach wielkiego dobrobytu połowów dorsza,
Wodospad KuangSi fot. Agata Kondracka
Czekając na transfer
Czekałyśmy na ten sam transfer. Maud mówiła z pięknym francuskim akcentem, akcent Emily był niesłyszalny – jak się potem okazało wychowywała się w Ameryce. Mieszkają i pracują od kilku lat w Kambodży. Emily pracuje w urbanistyce, pomaga doprowadzić azjatyckie miasta do ładu i porządku. Coś czuję, że nowy wygląd Siam Reap po pandemii to m.in. jej zasługa.
Do VangVieng wyrwały się po konferencji. To taki bonus mieszkania w Azji, można sporo zwiedzić. Ile jeszcze czasu tu będą? Zależy od pracy. Wcześniej mieszkały w Gujanie Francuskiej. Ponoć to była przygoda. Rozmawiając, dużo się śmiałyśmy, z francuskiego podejścia do obcokrajowców również. Spotkałam je raz jeszcze kilka dni później w stolicy Laosu. Miło było usłyszeć, jak ktoś woła moje imię na głównej ulicy Vientiane.
Pod skałą w VangVieng
Wouter pochodzi z Holandii jest wolontariuszem, pomaga lokalnym firmom wspinaczkowym, uczy ich europejskich standardów wspinania. Poznaliśmy się pod skałą. Asekurował dwóch izraelskich backpersów.
Pracował w startupie w Holandii, na początku było to fascynujące, ale potem startup zaczął tracić ludzką twarz.
Jego wujek mieszka od lat w Laosie (jego historia to osobny – zachęcam do przeczytania P.S.). Ma piękną, wartą odwiedzenia motylarnię tuż obok słynnego wodospadu KuangSi. Wouter przyjechał najpierw pomagać wujkowi, ale kocha się wspinać więc opuścił Luang Prabang i dotarł do Vang Vieng – woli pracować w ten sposób. Kolejny przystanek Australia. Chce wieść życie klasycznego digital nomad.
Każdy człowiek ma swoją historię. podróżowanie daje możliwość wsłuchania się w unikatowe opowieści. Otwartość na drugiego człowieka sprawia, że podróż staje się ekscytująca, ucząca. Inspiruje i motywuje. Pozwala spojrzeć na różne kwestie, z innej niż dotychczas perspektywy. I co najważniejsze, napotkane osoby dzielą się nie tylko scenariuszem pewnej historii, ale także emocjami i prawdziwością. To napotkani ludzie są dopełnieniem podróży.
P.S. Laos jest wymarzonym kierunkiem wyjazdu incentive. Gdybyście byli w Laosie zachęcam do odwiedzenia wodospadu KuangSi oraz motylarni. Jest to idealne miejsce na akcję CSR. Pandemia Covid-19 pogrążyła w głębokim kryzysie cały świat, Laos i wioskę Kuangsi. Większość mieszkańców utrzymywała się z turystyki. Łatwo sobie wyobrazić, co się stało, gdy ich zabrakło. Wujek Woutera wraz z żoną założyli organizację charytatywną dla dzieci, aby upewnić się, że 40 dzieci z wioski, które najbardziej potrzebują wsparcia, jest odpowiednio karmionych i może nadal chodzić do szkoły.
2024 – Ze względu na silną dewaluację waluty laotańskiej rodzice tych 40 dzieci nadal znajdują się w trudnej sytuacji finansowej. Organizacja Mama Lun wciąż wspiera dzieci w kontynuowaniu nauki w szkole, zapewniając im wszystkie materiały szkolne potrzebne do realizacji tego celu. W chłodniejszym sezonie zapewnia im ciepłe kurtki, ciepłe ubrania i buty.
Autor: Agata Kondracka, współzałożycielka i współwłaścicielka agencji MindBlowing
Cykl felietonów: Global Nation czyli historie globalne
Agata Kondracka współwłaścicielka agencji MindBlowing w swojej pracy stara się łączyć wartościowe spotkania, przede wszystkim te z kategorii incentive travel, sztukę i zrównoważony sposób prowadzenia biznesu, ze szczególnym naciskiem na dbałość o środowisko i zero waste. I tych aspektów będą dotyczyć głównie jej komentarze.
Global Nation by Agata Kondracka w pierwszy poniedziałek kazdego miesiąca